Cześć. Mam na imię Kasia i gotuję. Stary mówi, że nawet nieźle.

Ten blog wyszedł z przypadku

Moje życie nie potoczyło się tak, jakbym chciała, albo planowała.

Tak jak Ty miałam marzenia, ale świat w tej kwestii okazał się rozczarowujący.

Spotkało mnie dość sporo nieszczęść, o których jeszcze nie jestem gotowa mówić publicznie. W tym:

Nie odnalazłam się w zawodzie

Myślę, że to historia wielu dziewczyn. Facetów też.

Kończymy szkołę, idziemy na studia, zdobywamy wykształcenie, by po wszystkim okazało się, że wcale nie chcemy tego robić.

Bardzo często nawet nie wiemy, po co idziemy na te studia. Ot, rodzice powiedzieli, że trzeba. Trzeba znaleźć pracę, pracować, mieć emeryturę. Wtedy odpoczniesz.

Ja miałam trochę gorzej, bo nie zdałam matury. Z matmy oczywiście.

Poszłam w mojej miejscowości na technika masażystę. Jakiś papier w końcu trzeba mieć, żeby znaleźć pracę. Dzisiaj wiem, jak bardzo nieprawdziwe jest to stwierdzenie.

W Zamościu nie ma pracy dla masażystów. Popracowałam chwilę w PCK i w klubie sportowym, i to nie były dobre miejsca. Podjęliśmy ze Starym odważną decyzję o wyprowadzce do Gdańska – morze, Sopot, SPA. Na pewno znajdę pracę.

Znalazłam. Nawet dwie. I w obu był mobbing. A pandemia ostatecznie pozbawiła mnie nadziei na pracę, kiedy dostałam wypowiedzenie.

Potem próbowałam z własną firmą. Dostałam dofinansowanie. Źle odczytałam sygnały z rynku. Przed założeniem firmy miałam deklaracje potencjalnych klientów. Jak założyłam – wszystko zgasło. Zadzwoniło tylko parę osób zawiedzionych tym, że to masaż prywatnie, a nie na NFZ za darmo, albo za 20 zł.

Byłam zdruzgotana, załamana. Co ja teraz będę robić? Jak się odnajdę w życiu?

Znalazłam sposób, żeby to wykorzystać

Właściwie to mój Stary znalazł.

Zaczął słuchać kursów, szkoleń, oglądać filmy o samorozwoju i wpadł na taki japoński koncept – Ikigai. Według niego trzeba sobie odpowiedzieć na 4 pytania.

  1. Co lubię robić.
  2. W czym jestem dobra.
  3. Czego świat potrzebuje.
  4. Za co świat może zapłacić.

Widział, że nie idzie mi w masażu. Pomyślał, że nie lubię pracować z ludźmi, że nie chcę. Tutaj miał rację.

Zaczął się zastanawiać, do czego biorę się sama z siebie, i co sprawia mi przyjemność.

Jadł chyba akurat jakieś ciastko i wtedy go olśniło.

Gotowanie!

Odkąd zwolnili mnie z pracy, zajmowałam się domem. Skoro on pracuje i zarabia, ja zajmuję się resztą. Logiczny podział obowiązków.

I nie powiem – nudziło mi się robienie w kółko tych samych rzeczy do jedzenia. Choć uwielbiam zwykłego schabowego z ziemniakami i mizerią, to ile można? Zaczęłam kombinować.

W większości przypadków wychodziły z tego arcydzieła kulinarne, a Stary pytał, kiedy to znowu zrobię. Kilka nowoodkrytych przepisów weszło na stałe do naszego jadłospisu (jak zupa krem z dyni albo tagliatelle z kurczakiem).

Stary zasugerował, żebym zaczęła prowadzić bloga.

Nie chciałam do Internetu

Nie jestem techniczna. Nie lubię się z komputerami. Nigdy nie lubiłam.

Internet to tyle, co proste hasło w Google wpisać czy otworzyć YouTube.

Nie chciałam też prowadzić tego bloga, bo ludzie będą czytać i oceniać. Nigdy nie czułam się dobrze z byciem ocenianą.

Ale Stary rzucił bardzo mocny argument:

– W najgorszym razie będziesz miała zeszyt z przepisami online, co Ci nie zginie, kartki się w nim nie skończą i masz go zawsze ze sobą np. w telefonie.

Przekonał mnie.

A kiedy zobaczyłam pierwsze wejścia na stronę, uwierzyłam, że się da.

Najpierw było to po kilka kliknięć, potem kilkanaście, wreszcie kilkadziesiąt i dalej poszło.

“Czyli ludzie znajdują tutaj wartość”.

Chcę Ci pokazać, że można

Może otoczenie w Ciebie nie wierzy. Może Ty w siebie nie wierzysz.

Może masz dość słuchania, co z Ciebie będzie, jak Ty sobie dasz radę w życiu i tak dalej.

Może Cię to męczy.

Wierzę, że na pewno jest coś, co lubisz robić, co przychodzi Ci z łatwością i można z tego zrobić biznes. Usiądź. Pomyśl na spokojnie. Poproś o wsparcie. Jeśli potrzebujesz, możesz napisać też do mnie. Pomogę.

Pozdrawiam

Twoja Kasia